Uciekinier w czasie powstania

urodzony w Stoczku Węgrowskim 15.06.1911 roku

“15 maja 1942 złapano nas, załadowano na ciężarówki i powiedziano, że zabierają nas do Ostrowa do budowania szosy. W drodze od razu zorientowałem się, że wiozą nas nie w kierunku Ostrowa, ale przeciwnym, do Treblinki, znajdującej się około 3 km od Małkini i 10 km od Kosowa Lackiego.

Zaprowadzili nas do lasu, na wzgórze i kazali ścinać drzewa i kopać dół, a także kłaść tory kolejowe, aby mógł tamtędy przejechać pociąg. Nie wiedzieliśmy, że to jest pierwszy grób dla nas. Myśleliśmy, że mamy kopać dół dla zamaskowania broni.

Potem zaczęli budować pierwsze komory gazowe, a nam powiedzieli, że będą to łaźnie. Kiedy to wszystko było już gotowe myśleliśmy, że puszczą nas do domu. Niestety zatrzymali nas do „pracy”. Wtedy Mosze Bruch, syn rabina, wyjął z kieszeni nóż i poderżnął sobie gardło. Mieliśmy już pierwszą ofiarę, jeszcze zanim w obozie śmierci zaczął się masowy mord.

[…] w małej grupie pozostałych przy życiu jeszcze bardziej wzmocniła się wola pomocy przy powstaniu. Przyszła mi do głowy myśl dorobienia klucza do magazynu, w którym znajdowała się broń. Akurat zdarzyło się tak, że Niemcy przenieśli część magazynu z bronią do swoich pokoi, w magazynie zmienili drzwi i zrobili nowy zamek. Klucze miał zrobić Herszel Jabłkowski. Powiedzieliśmy mu, że potrzebujemy kilka kluczy i dorobił nam je. Herszel pochodził ze wsi Złotki i przez jakiś czas mieszkał w Stoczku. Do pokoi znajdujących się blisko magazynu chodzili dwaj żydowscy chłopcy. Sprzątali u Niemców i przynosili stamtąd do warsztatów buty i ubrania do czyszczenia. Daliśmy im klucze do magazynu, żeby zabrali broń, włożyli w ubrania i buty i przynieśli do warsztatu, gdzie już leżało dużo ubrań i wśród nich schowaliśmy broń.

Mechanicy pracujący przy samochodach, w większości Żydzi, mieli do swojej dyspozycji benzynę. Powiedziano im, że mają wlać benzynę do butelek i gdyby „coś” miało się wydarzyć, mają oblać benzyną ściany, a druga grupa przyjdzie z ogniem i podpali je, kiedy usłyszy strzał. Kiedy nadeszła długo wyczekiwana chwila laliśmy benzynę i rzucaliśmy ogień. Wywiązała się strzelanina z naszej strony i oczywiście ze strony Niemców, którym nawet na myśl nie przyszło, że ich skazani na śmierć niewolnicy zbuntują się. W czasie walk padły ofiary po obu stronach i cały obóz został zupełnie zniszczony.

Po walkach wielu Żydów się uratowało. Przed powstaniem w obozie było około tysiąca Żydów i bardzo wielu z nich udało się uciec z obozu. Ale Niemcy już na drugi dzień zrobili w okolicy wielkie obławy i złapali większość uciekinierów, ponieważ ci nie mieli gdzie się schronić. Nikt nie chciał wpuścić Żyda, ponieważ ukrywającym Żydów groziła śmierć. Nie trzeba dodawać, że złapani Żydzi zostali zamordowani w straszliwy sposób.

Mnie i bratu udało się uratować w lasach w okolicach Stoczka, ale nie było tam śladu po innych Żydach. Wtedy poszliśmy do chrześcijanki o nazwisku Ostrowska, która mieszkała przy drodze do Grabin. Dobrze nas znała i ukryła nas na strychu stajni. Byliśmy tam kilka tygodni aż Ostrowska dowiedziała się, że Niemcy złapali u Postków osiemnastu Żydów. Bardzo się przestraszyła i prosiła nas, abyśmy odeszli, bo na pewno będą jeszcze obławy.

[…] Kiedy z bratem odeszliśmy od Ostrowskiej, poszliśmy do lasu koło Stoczka i tam spotkaliśmy trzy żydowskie rodziny. Razem byliśmy do wyzwolenia. Wszystko co przeżyliśmy wydaje się takim cudem, że trudno to opisać, a może w ten opis i tak nikt nie uwierzy.”

(na podstawie “Pinkas Stok baj Wengrow”, rel. Chaim Ciechanowiecki, s. 423-427)