Uciekinier z obozu
“Wszyscy, którzy pracowali w Treblince, marzyli o ucieczce, ale realizacja takiego planu była zadaniem bardzo trudnym. Najpierw trzeba było mieć do tego pieniądze, a to była jedna z najtrudniejszych rzeczy do zdobycia, ponieważ każdy, przy kim znaleziono by choć jedną złotówkę lub kosztowności, zostałby natychmiast rozstrzelany. Poza tym trzeba było dobrze zastanowić się, z kim uciekać, aby nie zostać zdradzonym. […]
Przygotowałem ucieczkę razem z dwoma znajomymi. W niedzielę spokojnie pracowaliśmy cały dzień, a wieczorem ukryliśmy się w bunkrze. Leżeliśmy tak przez kilka godzin. Jedyne miejsce, przez które można było uciec, było obok ambulatorium, bo było tam kilka drutów kolczastych. Na brzuchach doczołgaliśmy się do tego płotu. Pierwszym, który się przeczołgał, był Jechiel Berkowicz, następny byłem ja, a potem Chaskel Kaufman. Po drugiej stronie znajdowały się wieże strażnicze z reflektorami. Reflektory były włączone, ale na wieżach na szczęście nikogo nie było. Po drugiej stronie płotu czołgaliśmy się jeszcze kilkaset metrów, po czym wstaliśmy i zaczął biec. Biegliśmy parę godzin w nocy, aż usłyszeliśmy niedaleko rozmowę po ukraińsku. Zorientowaliśmy się, że jesteśmy koło obozu. To oznaczało że przez pięć godzin biegaliśmy w kółko i że nie przeszliśmy więcej niż kilometr.
Natychmiast skręciliśmy w innym kierunku i znów zaczęliśmy biec, aż dotarliśmy do rzeki – do Bugu. Byliśmy sześć kilometrów od Treblinki. Było około piątej rano i wkrótce zaczął wstawać świt. Niedaleko zauważyliśmy wiejską chatę. Wieśniaczka powiedziała nam, że cała okolica jest otoczona przez Gestapo i że trzeba natychmiast uciekać w innym kierunku.
Zaczęliśmy biec, aż dotarliśmy do mostu w Małkini. W oddali zauważyliśmy niemieckiego strażnika. Baliśmy się przejść przez ten most, bo był już biały dzień. O dziewiątej rano postanowiliśmy ukryć się na polu do zmroku i nocą kontynuować bieg. Kiedy leżeliśmy na polu, zobaczyliśmy chłopa przejeżdżającego wozem. Zawołaliśmy do niego i powiedzieliśmy, że uciekliśmy z Treblinki, i zapytaliśmy, czy zgodzi się ukryć nas swojej stodole. Chłop zgodził się i byliśmy tam cały dzień. W nocy przyszedł sołtys wsi i powiedział, że nas wyprowadzi i pokaże nam, którą drogą mamy iść dalej. Rzeczywiście, zabrał nas na główną drogę i szliśmy przez całą noc aż do świtu. Rano dotarliśmy do wioski, gdzie zatrzymaliśmy się na dwa tygodnie. Potem chłop, Piotr Supeł, pojechał z nami do Warszawy. W Warszawie daliśmy mu pieniądze i kupił nam bilety do Częstochowy.”
(na podstawie “A new Supplement to the Book “Czenstochover Yidn”, New York, 1958, s. 57-60)