Powstanie w Obozie Zagłady Treblinka II – 2 sierpnia 1943 r.
W maju 1942 roku rozpoczęła się budowa obozu Treblinka II; większość prac wykonali więźniowie z Treblinki I oraz żydowscy robotnicy z okolicznych miejscowości. Obóz był zamaskowany – otaczało go wysokie ogrodzenie z drutu kolczastego i gałęzi. Obóz rozpoczął swoje działanie 23 lipca 1942 r., gdy przybył pierwszy transport Żydów z Warszawy. Do Obozu Zagłady w Treblince trafiali przede wszystkim Żydzi z północno-wschodniej i centralnej Polski, a także z kilku krajów Europy (Czech, Słowacji, Niemiec, Austrii, Macedonii, Grecji).
Po przyjeździe do obozu ludzie widzieli budynek fikcyjnej stacji kolejowej. Służyło to podtrzymaniu iluzji, że jadą na wschód do pracy. Wszystko działo się bardzo szybko. Ludzie, wyczerpani podróżą, byli poganiani krzykiem i biciem. Prowadzono przez bramę na plac, gdzie dokonywano selekcji – mężczyźni na prawo, kobiety na lewo. Musieli zostawić wszystkie wartościowe rzeczy, natychmiast rozbierać się, i pójść do „kąpieli”. W czasie selekcji zdarzało się, że na placu z transportu wybierano trochę mężczyzn – ci zostawali w obozie do pracy. Resztę czekała śmierć.
Załoga obozu w Treblince składała się z około 30 SS-manów – Niemców i Austriaków – oraz od 80 do 100 strażników ukraińskich.
W obozie zwykle przebywało do 800 więźniów, wybranych z przyjeżdżających na zagładę. Pracowali oni w obszarze przyjęć (obozie dolnym) i w obozie zagłady (obozie górnym). Komunikacja między nimi była zabroniona. Więźniowie byli podzieleni na kilka komand roboczych. Komando niebieskie obsługiwało rampę i fikcyjny dworzec – więźniowie otwierali wagony, wynosili bagaże. Komando czerwone sortowało rzeczy po zamordowanych. Komando żółte przeszukiwało odzież zamordowanych. Tzw. komando Goldjuden z kolei szacowało, sortowało i pakowało rzeczy wartościowe – pieniądze, złoto i biżuterię. Wszystkie rzeczy zabitych wysyłano pociągami do Rzeszy. Mniej liczne komanda zajmowały się kamuflażem ogrodzenia czy dezynfekcją ubrań oraz ściętych włosów. Zorganizowano również obozową orkiestrę. Wszystkie prace odbywały się w ciągłej atmosferze strachu i pośpiechu. Więźniów stale bito, na porządku dziennym były też okrutne mordy. Częste bicie oraz rozstrzeliwania sprawiały, że rotacja wśród więźniów była duża. Niemcy zabijali za każde, nawet najmniejsze przewinienie. Na przełomie 1942 i 1943 roku w obozie wybuchła epidemia tyfusu. Więźniowie próbowali pomagać chorym, ale choroba często oznaczała wyrok śmierci. Niektórzy również nie wytrzymywali psychicznie – ci popełniali samobójstwo lub byli rozstrzeliwani przez Niemców.
Mimo tak trudnych warunków na początku 1943 roku w więźniach obozu zaczęła kiełkować myśl o ucieczce i buncie. W początkowej fazie istnienia Treblinki miało miejsce kilka indywidualnych ucieczek, później jednak stało się to właściwie niemożliwe. Za ucieczkę jednej osoby wielu było okrutnie karanych. Bunt więźniów dawał więc szansę nie tylko na zemstę, ale i na masową ucieczkę. Kilka osób – w tym lekarz Julian Chorążycki, oficer armii czechosłowackiej i fotograf Zelomir Bloch, inżynier i „starszy” obozu dolnego Marceli Galewski, stolarz Jankiel Wiernik – założyło konspiracyjny komitet organizacyjny, przygotowujący plan buntu, zdobycia broni i materiałów wybuchowych. W obozie było wielu donosicieli, konspiratorzy musieli być bardzo ostrożni. Stworzyli system, który miał zredukować zagrożenie – działali w „piątkach”, grupach składających się z maksymalnie 5 osób, nie znających się wzajemnie, co minimalizowało zagrożenie. Wielu konspiratorów było żołnierzami Wojska Polskiego. Plany buntu wstrzymała śmierć dr Chorążyckiego, złapanego w kwietniu 1943 roku przez Kurta Franza przy chowaniu pieniędzy. Nie zrezygnowano jednak całkowicie z myśli o walce. Latem 1943 wznowiono intensywne przygotowania, zwłaszcza, że liczba transportów malała, a Niemcy szykowali się do likwidacji obozu, w tym przede wszystkim likwidacji świadków dokonanej tam zbrodni.
Organizatorzy buntu zdawali sobie sprawę, że nie mają wielkich szans na przeżycie i na ucieczkę. Najbardziej zależało im na tym, aby spalić obóz i dokonać zemsty, a także, by powiadomić świat o tym, co dzieje się w Treblince.
„Postanowiliśmy przeto za wszelką cenę dorobić klucze do arsenału. To również było nie do urzeczywistnienia, tak długo póki nie mieliśmy możności przybliżenia się do drzwi arsenału. Dlatego też musieliśmy długo czekać na taką sposobność, która ku naszej radości nadarzyło się wkrótce. Zepsuł się mianowicie zamek w drzwiach arsenału, a Niemcy musieli uciec się do pomocy żydowskiego ślusarza obozowego. Okazali przy tym taką ostrożność, że przynieśli drzwi do warsztatu ślusarskiego. Ślusarzowi udało się jednakowoż na chwilę odwrócić uwagę niemieckiego wartownika i zdjąć odcisk klucza na wosku szewskim. W parę dni później kierownictwo otrzymuje gotowy klucz do arsenału. Klucz przechowuje się jak świętość. Czekamy odpowiedniego momentu.” (AŻIH 301/1677, rel. S. Kon)
Był poniedziałek, 2 sierpnia 1943. Tego dnia transporty nie przychodziły, a część strażników wybierała się na wycieczkę nad Bug. Wybuch buntu planowano na 16.30, jednak z powodu zbiegu różnych okoliczności rozpoczął się on wcześniej. Jeden z konspiratorów wślizgnął się do arsenału, diamentem wyciął tylne okienko, i podawał broń spiskowcom znajdującym się w pobliżu. Wynieśli granaty, 20 karabinów i karabin maszynowy. Broń załadowano na wózki ze śmieciami i przewieziono do garażu. O 15.30 do garażu przyszli po broń spiskowcy – byli wojskowi. Hasło: śmierć. Odzew: życie. W magazynie z narzędziami rozdawano spiskowcom siekiery, młoty, łomy i obcęgi do przecinania drutu, a także noże kuchenne. Ze skrytek wyciągnięto odłożone na ten dzień złoto, pieniądze i kosztowności – wiadomo, że będą potrzebne do przeżycia po ucieczce. Wyniesiono broń również z arsenału w obozie górnym. Przed godziną 16 w obozie rozległy się strzały. Rozpoczęło się powstanie. Powstańcy podpalili płoty i baraki, wybuchły zbiorniki z benzyną, zabijano ukraińskich strażników. Pod dowództwem Zelo Blocha powstańcy z obozu górnego przeszli do obozu dolnego. Jeden z nich, Masarek, z karabinu maszynowego zaczął ostrzeliwać teren sztabu obozu i wartowni. Zawodowi żołnierze postanowili zostać w obozie i osłaniać ucieczkę więźniów. Liczyli się z tym, że powstania nie przeżyją. Część więźniów nie chciała uciekać z obozu. Reszta zdecydowała się na ucieczkę – po trupach kolegów, których zabijano na linii zasieków. Walka trwała ok. pół godziny.
Z ok. 840 więźniów zdołało uciec czterystu. Wielu z nich później złapano i rozstrzelano. Mimo buntu i częściowego zniszczenia obozu, Treblinka nie przestała istnieć. Do Treblinki znów kierowano transporty wysiedlonych Żydów – tym razem z getta białostockiego. Ostatni transport przybył 19 sierpnia 1943 r. i składał się z 39 wagonów. Po tym przystąpiono do likwidacji obozu i zrównania go z ziemią. Planowano zatrzeć wszelkie ślady; komory gazowe i inne budynki rozebrano, groby zasypano. Tereny, gdzie znajdował się obóz, zaorano i zasiano łubinem. Pozostawiono tylko jeden budynek, który przerobiono na gospodarstwo rolne; wprowadził się do niego jeden z ukraińskich strażników wraz z rodziną. Gdy w połowie lipca 1944 roku zaczęła się zbliżać do tych terenów Armia Czerwona, Ukraińcy podpalili gospodarstwo i uciekli.
(opracowano na podstawie książki Michała Wójcika “Treblinka 43. Bunt w fabryce śmierci.”)